Najwięksi pechowcy podchodzili do egzaminu na "prawko” kategorii
B po kilkanaście razy, nim wreszcie go zdali. Inni zaliczali "jazdę”
po kilku próbach. Według danych, w pierwszym podejściu odpada aż 70
procent zdających! Statystyki mówią, że egzamin na prawo jazdy
kategorii B zdaje tylko co trzeci kursant. - To skandal! Tak
nie może być! - oburzają się kursanci.
Bardzo niską zdawalnością przerażeni są również instruktorzy nauki
jazdy. - Wszystko przez mocno wyśrubowany poziom egzaminu oraz
bardzo, a czasem wręcz nazbyt, wymagających egzaminatorów - twierdzi
jeden z instruktorów.
Coś jest nie tak
Sprawę kiepskich wyników nagłośnił nasz stały czytelnik, pan
Damian. - Mój syn podchodził do egzaminu kilkanaście razy. Bez
skutku. W końcu musiał zdać w innym mieście - opowiada czytelnik. -
To nienormalne, bo na przykład, kiedy na uczelni 70 procent żaków
oblewa, władze zwracają na to uwagę, często anuluje się egzamin, bo
to świadczy o tym, że był fatalnie ułożony - dodaje.
- Oczywiście prawo jazdy należy wydawać ludziom, którzy mają
pojęcie o jeździe, ale jak patrzę na tę zdawalność, to zastanawiam
się, czy u nas naprawdę są tak nieudolni ludzie? - pyta pan Damian.
Stres i szkolenie
Czesław Dawid, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w
Kielcach, przyznaje, że wskaźnik zdawalności w pierwszym podejściu
na poziomie 30 procent rzeczywiście jest mały. - Z tą statystyką
mieścimy się w średniej krajowej, choć najlepiej by było, gdyby
zdający byli tak przygotowani, żeby zdawali za pierwszym razem -
mówi.
Dyrektor Dawid uważa, że o sukcesie na egzaminie decydują dwie
rzeczy. - To stopień wyszkolenia oraz odporność psychiczna na stres.
Wiele osób jako główną przyczynę porażki wskazuje stres właśnie. Nie
do mnie należy ocena szkół jazdy. Ale z tego, że są szkoły, których
zdawalność za pierwszym razem przekracza 50 procent, a innych tylko
15, można wyciągnąć wnioski o różnicach w szkoleniu - podkreśla.
Prawda po środku
Jeszcze inaczej na przyczyny fatalnej skuteczności kursantów na
egzaminie zapatruje się Andrzej Chudy, właściciel kieleckiej szkoły
nauki jazdy. - To złożona materia, a prawda jak zwykle leży po
środku. Najważniejszy czynnik to za wysokie wymagania. Mnóstwo
kierowców już z prawem jazdy nie zdałoby go, więc coś jest nie tak -
twierdzi Andrzej Chudy. - Jak ktoś skończy studia medyczne, nie od
razu dostaje skalpel w ręce, a od kursanta wymaga się, by jeździł
idealnie. Sporo osób oblewa o rzeczy, które można podarować,
odpuścić - dodaje.
Andrzej Chudy zaznacza, że wina nie leży tylko po stronie
egzaminu i egzaminatorów. - Przyczyną jest też złe szkolenie w
placówkach nauki jazdy. Dlatego gdyby zapewniono zdającym lepsze
szkolenie, mniej stresu i więcej wyrozumiałości egzaminatorów,
osiągaliby lepsze wyniki na egzaminie - uważa. |